Miesiąc: kwiecień 2019

  • Sposoby na wywołanie oraz sposoby na przyspieszenie porodu – krótko i treściwie

    Sposoby na wywołanie oraz sposoby na przyspieszenie porodu – krótko i treściwie

    Na wstępie najważniejsza kwestia: wywoływanie porodu a przyspieszenie samej akcji porodowej to dwie zupełnie inne kwestie. Pierwsza dotyczy kobiet po skończonym 37 tygodniu ciąży, kiedy osiąga się status ciąży donoszonej, dzieciątko jest gotowe do przyjścia na świat, a mama ma już po dziurki w nosie dolegliwości ciążowych. Druga kwestia to myślenie w przód, czyli próba zadziałania już teraz w taki sposób, aby akcja porodowa trwała jak najkrócej i była możliwie najmniej bolesna.

    Sposoby na wywołanie porodu:

    • zasada 3S, czyli spacer (siła grawitacji powoduje, że główka dziecka mocniej napiera na szyjkę macicy; ma za zadanie otworzyć jej ujście), seks (koniecznie taki z orgazmem Was obojga! Twoim, bo orgazm wywołuje skurcze macicy, a faceta, bo prostagladyny zawarte w spermie działają na szyjkę macicy otwierając ją) oraz schody (lub inne formy podskakiwania, np. na piłce, ponieważ jak w przypadku spaceru główka dziecka ma wypychać ujście szyjki macicy),
    • masaż sutków – wywołuje wyrzut hormonów odpowiedzialnych za wzmacnianie skurczów macicy,
    • olej rycynowy – oczyszcza (przeczyszcza) organizm i wywołuje akcję porodową. Uwaga, to dosyć hardcore’owa opcja, stosuj ją w ostateczności – wypij łyżeczkę tego oleju.

    Sposoby na usprawnienie porodu:

    • olej z wiesiołka – możesz go przyjmować w ostatnim miesiącu ciąży, nawet jeszcze przed terminem ciąży donoszonej – olej ten uelastycznia tkanki, ma za zadanie rozciągnąć mięśnie pochwy, zabezpiecza krocze przed pęknięciem – ja przyjmuję 1 tabletkę dwa razy dziennie (łącznie 2 tabletki), ale ponoć można ich łykać do 6. Sprawdź dawkę na ulotce swojej wersji wiesiołka,
    • herbata z liści malin – nie przyspiesza dnia porodu, więc również można ją pić w ostatnim miesiącu, jeszcze przed 37tc – wzmacnia mięśnie macicy, skraca szczególnie II fazę porodu (najbardziej bolesną). Herbatę należy pić regularnie raz dziennie – 2 łyżeczki suszu na filiżankę.

    Edytuję post dokładnie rok później ? Wywołałam sobie poród intensywnym trybem życia (imprezy urodzinowe jedna po drugiej – rocznik mojego męża obchodził kolejno trzydziestki) oraz… myciem okien ? W Wielki Piątek umyłam duże okno tarasowe a w nocy zaczęła się akcja porodowa. Olej z wiesiołka i herbata z liści malin NIE POMOGŁY totalnie ?

  • BeBIO Ewa Chodakowska dezodorant z kulce – szybka recenzja

    BeBIO Ewa Chodakowska dezodorant z kulce – szybka recenzja

    Kolejna nowinka w świecie naturalnych kosmetyków. Cieszę się, że jest ich coraz więcej. Tym razem do gry wkroczyła Ewa Chodakowska. Tym razem zadziałała magia Facebooka. Reklama przemawiała do mnie: „wypróbuj mnie! Wypróbuj mnie!”. No nie mogłam przejść koło tego obojętnie. Z początkiem kwietnia odwiedziłam Rossmanna – za cel obrałam sobie kupienie antyperspirantu BeBIO. Krążyłam po sklepie i kiedy doszłam do półki z kulkami, pracownik sklepu akurat wykładał towar. No nie uwierzysz… Akurat kulki BeBIO! Chyba mu trochę zaburzałam koncepcję, bo co kilkanaście sekund zgarniałam jeden zapach, a on dokładał następne.

    Pierwszy był zapach granat i jagody goji – przecież nie mogę kupić w ciemno, muszę powąchać! Całe szczęście dało się wyczuć lekką nutę bez dotykania kulki paluchem (bleh, nie wiem, jak ludzie mogą DOSŁOWNIE wypróbowywać produkty w sklepach). I co? I zakochałam się w tym zapachu! Rześki, kobiecy, przyjemny, ciepły. Kolejny na półce wylądował chia i kwiat japońskiej wiśni – no nie, kolejny tak dobry! Serio? Czy mózg mnie oszukuje? Przecież kulki pod pachą nie mogą być tak cudowne! Kolejna miłość od pierwszego węchu. Trzeci na półce był pieprz afrykański i migdał – ten mnie nie porwał (jeju, całe szczęście!). Czwarty sprawdzony na szybko – spirulina i chlorella – algi – być może do wypróbowania następnym razem, ale przyznałam sama przed sobą, że miłość to nie była, więc odłożyłam go z powrotem. Mój mózg prawie eksplodował, kiedy okazało się, że istnieje jeszcze piąty zapach! Bambus i trawa cytrynowa – świetny, naprawdę świetny. Ale również brak miłości od pierwszego sztachnięcia, poza tym dwa pierwsze już leżały sobie grzecznie w koszyku. Kasia, miałaś kupić JEDEN! Nie dało się, naprawdę. Zszokowana już nie czekałam na kolejną dostawę, tylko odeszłam od tego miejsca, bo bałam się, że dorzucę coś jeszcze. W efekcie nie mam pojęcia, czy zapachów jest 5 czy więcej. To i tak baaardzo dużo! Absolutnie nie spodziewałam się tyle po tej marce. Ewa, muszę przyznać, że cudowna robota <3

    A teraz wrażenia odnośnie jakości. Jestem w ostatnim miesiącu ciąży, a już od kilku pocę się potem straszliwym. Aż wstyd się przyznać, ale często śmierdzę. A ja kocham pachnieć! Kocham perfumy! <3 Od kilkunastu tygodni mam schiza na tym punkcie. Kilka razy dziennie się przemywam mydłem (!!! nie preferuję mydła, bo wysusza skórę i powoduje uczulenia, ale jednak warstwę zapachową/potową niweluje najskuteczniej), czasem nawet po prysznicu nadal „się czuję”. W ten nieprzyjemny sposób. I wtedy poprawka z mydłem. Szału można dostać. Pytałam nawet kilkukrotnie szczere osoby postronne, czy rzeczywiście mnie TAK czuć czy ja to sobie wmawiam. Mój brat jest tutaj ekspertem – zawsze powie mi prawdę, nawet bolesną, a zarazem mnie nie obrazi. Tylko on tak potrafi. Dzięki, Michał! 😀 Powiedział, że nie śmierdzę. Także cóż, to widocznie nadwrażliwość ciążowa na zapachy.

    Przez te 2 ostatnie miesiące wypróbowałam na sobie już chyba 4 różne dezodoranty. Działały lepiej lub gorzej, nawet te sprawdzone sprzed ciąży. Oczywiście mowa o naturalnych, z dobrym składem itp. Przypomniało mi się niedawno, że latem świetnie się u mnie sprawdzał naturalny ałun, używałam go kilka miesięcy i byłam zachwycona. Niestety czar prysł, kiedy kamień się połamał i kaleczył mi pachy. Wyrzuciłam go i więcej nie kupiłam.

    Naturalny deo roll z BeBIO działa właśnie na bazie ałunu. Odkryłam to dopiero w mieszkaniu. No lepiej być nie mogło! A efekt? Jeeeejuuu w końcu pachnę! Nie śmierdzę! Dezodorant naprawdę ZAPOBIEGA a nie przykrywa smród potu, jak większość innych. Nawet po ciepłym kwietniowym spacerze byłam zadowolona z efektu, a do tej pory… wiadomo… łazienka, umywalka i tona mydła. Precz! 😀

    Cena jednego dezodorantu w sklepie Rossmann to 16,49 zł.
    Artykuł nie jest sponsorowany.

  • Jakie witaminy biorę w ciąży?

    Jakie witaminy biorę w ciąży?

    Jeśli jeszcze mnie nie znasz, na wstępie muszę zaznaczyć, że istotne jest to, że mam bzika na punkcie naturalnych kosmetyków i staram się ograniczać również przyjmowanie leków do minimum. Jakiś czas temu, podczas przedłużających się starań o ciążę, odkryłam, że istnieją suplementy diety pozbawione chemii i sztucznych dodatków. Zastanawiające jest to, że w polskiej telewizji zdecydowana większość reklam telewizyjnych dotyczy właśnie leków i suplementów diety. „Przed użyciem zapoznaj się z treścią (…)” – chyba każdy z nas zna to już na pamięć. Do porzygu :/ Reklamy telewizyjne kosztują naprawdę dużo. Zwróć uwagę, że tylko najdroższe, duże firmy wystawiają się w telewizji. To oznacza, że apteki zarabiają na nas masę pieniędzy. Najdziwniejsze jest to, że kupujemy tego coraz więcej. Dlaczego? Bo nie działa!!! Albo wprost przeciwnie – na konkretną dolegliwość pomaga, ale za chwilę okazuje się, że doskwiera nam coś innego. Ewidentnie nas trują, żebyśmy częściej odwiedzali apteki – w ten sposób machina się nakręca.

    Trochę poszukałam, poczytałam. Znalazłam markę Viridian i zaryzykowałam – bo cena była dużo wyższa niż tradycyjnego suplementu dostępnego w aptece. Chodzi o Dong Quai (zioło chińskie wpływające pozytywnie na pogrubienie endometrium). Kiedyś opiszę swoją historię, 15-miesięczne starania o dziecko, miesiące pełne smutku i zawodów. W tym momencie potrzebujesz jedynie wiedzieć, że usłyszałam od lekarki z poradni niepłodności słowa: „z takim endometrium nie zajdzie Pani w ciążę”. Tabletki z dong quaiem przyjmowałam przez kilkanaście dni (ponieważ można je łykać po skończonym plamieniu miesiączkowym, a skończyć przed owulacją), a dwa tygodnie później stał się cud… 🙂 <3

    Pomijając fakt, że Viridian pomógł spełnić marzenie moje i mojego męża, po prostu wiedziałam, że mogę tej marce ufać. Przeszukałam więc pozostałe produkty, a jest ich naprawdę dużo! Najważniejsze, aby przez cały okres ciąży przyjmować następujące witaminy:

    • kwas foliowy (najlepiej nawet pół roku przed zajściem w ciążę),
    • wit. D3,
    • kwasy DHA,
    • cholina,
    • w niektórych przypadkach magnez (twardy brzuch, stawiająca się macica) oraz żelazo (anemia w ciąży).

    Pomyślisz, że zwariowałam ograniczając się tylko do tych czterech. Już wyjaśniam: suplementy dla kobiet w ciąży mają tak dużo wszystkiego (witamin i minerałów), że naprawdę są tam te najważniejsze. Nie wszystkie suplementy natomiast zawierają np. DHA lub cholinę, dlatego czytając skład sprawdź tylko, czy oprócz całej reszty mają te 4, o których wspomniałam wyżej. Jeśli je mają, to wszystkie pozostałe składniki też będą na 100%.

    Dlaczego wybrałam Viridian, który jest o wiele droższy od Pregny, Prenatalu, Femibionu, Falvitu i miliona innych? Dlatego, że Viridian nie używa w produkcji sztucznych substancji zagęszczających i przeciwzbrylających. Zamiast tego w składzie znajdują się spirulina, sproszkowana borówka i lucerna, które dodatkowo wzbogacają działanie tabletek. Samo zdrowie!

    To mój codzienny zestaw: Pregnancy Complex, witamina D3 w dawce odpowiedniej dla kobiet w ciąży (wybrałam formę płynu, bo zawsze to jedna tabletka mniej do przełknięcia 😉 ) oraz kwasy DHA. Przyjmuję 2 tabletki kompleksu witamin, pół miarki witaminy D3 i 2 tabletki oleju ze skandynawskiego pstrąga tęczowego. Taki komplet zapewnia codzienną dawkę witamin, które są potrzebne mamie, dzieciątku, a dodatkowo szczególnie dba o rozwój mózgu maluszka (dzięki cholinie i kwasom DHA, o czym nie wspomina się często, a lekarze te informacje pomijają).

    Jedyne, czego mi zabrakło w diecie i w tym zestawie, to wyższej dawki żelaza. Ale tu winę również ponosi mój organizm, gdyż mam skłonności do anemii i często mój poziom hemoglobiny jest poniżej normy. Dlatego przez 3 miesiące brałam tabletki z recepty mojej doktor prowadzącej ciążę (Tardyferon), a potem przerzuciłam się na (znowu) naturalne metody, czyli pierzgę pszczelą.

    Kolejna ciekawa rzecz: marki Viridian nie dostaniecie w większości stacjonarnych aptek – przypadek? Nie sądzę. Artykuł nie jest sponsorowany.

  • Cien – Food for skin – szybka recenzja

    Cien – Food for skin – szybka recenzja

    Nie wiem, czy ktoś by to nazwał głupotą czy dobrą organizacją, ale lubię mieć zapas – masła, pieczywa, mięsa w zamrażarce, sera żółtego w lodówce (a pochłaniam go w ogromnych ilościach), a przede wszystkim kosmetyków – żeli pod prysznic, szamponów, odżywek, kremów do twarzy itp. Dlatego kiedy kilka dni temu zdałam sobie sprawę, że używam ostatniego kremu na noc, postanowiłam powoli rozglądać się za jakimś nowym. Mam swoją ulubioną markę, jednak żądna wrażeń co jakiś czas lubię poznawać nowe zapachy, konstytencje, cieszyć oko nowymi szatami graficznymi.

    Akurat tak się złożyło, że kilkukrotnie rzuciła mi się w oczy reklama produktów Cien – Food for skin – może za sprawą ślicznej Karoliny z „Top model” 🙂 Kilka dni później pojechaliśmy z mężem do Lidla po spożywkę i CAŁKIEM PRZYPADKIEM w koszyku wylądowały 2 kremy do twarzy 😀 Nawilżający i odżywczy. Nie mogłam się powstrzymać i chciałam wypróbować oba, tym bardziej, że cena w promocji bardzo zachęcała – 6,49 zł za jeden.

    Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne – piękne zapachy – rzeczywiście czuć delikatne naturalne składniki, a nie intensywną chemię. Konsystencja lekka, przyjemna, choć oba kremy różnią się od siebie. Nawilżający jest lżejszy, łatwiej się rozprowadza na skórze, szybciej wchłania, nie zostawia tłustej warstwy. Pięknie pachnie! Użyłam go kilka razy na dzień i na noc i moim zdaniem lepiej sprawdza się na noc; pod makijażem niekoniecznie spełnia swoją rolę (choć może to dlatego, że ja używam podkładu mineralnego, a on musi mieć się do czego „przyczepić”, czyli potrzebuje odrobinę tłustszej warstwy na cerze). Z kremem odżywczym z kolei mam taki problem, że wypróbowałam ich w swoim życiu już wiele, ale żaden się nie sprawdził. Są zbyt ciężkie, nieodpowiednie do mojej wymagającej cery. Ten żółty z Food for skin totalnie nie nadaje się na noc – mam po nim rano tłustą cerę; mimo że nie jest zbyt ciężki porównując do innych odżywczych kremów. Pod makijaż również się nie sprawdza, bo zostawia delikatną warstwę na twarzy. Długo nie miałam pomysłu, co z nim zrobić, aż odkryłam, że nadaje się na dzień – w dni, kiedy nie muszę wychodzić, robić makijażu, moja cera może odpocząć, a jednocześnie muszę jej zapewnić delikatne nawilżenie. Wtedy odżywczy Cien jest świetny! Pozostawiony przez kilka godzin na skórze działa jak odżywcza maska – buzia nabiera zdrowych kolorów 🙂

    Artykuł nie jest sponsorowany.