Nawet nie sądziłam, że minęło aż tyle czasu… Dopiero od niedawna mogę powiedzieć, że jest już wszystko ok, że jest lepiej. Ale laktację mam nadal nieustabilizowaną. Wkładki laktacyjne zmieniam na dzień oraz na noc. Okresu nadal brak. Klemek przedwczoraj skończył pół roku!!!
Przez kapturki karmiłam przez około 2 miesiące. Wyczytałam, że osłonki mogą zaburzać umiejętność ssania, że mogą powodować wady zgryzu itp. i jakoś z dnia na dzień stwierdziłam, że spróbuję. Warto wspomnieć, że niedługo wcześniej zauważyłam, że sutki w końcu zagoiły się całkowicie. To straszne, że były w tak fatalnym stanie, że leczyły się aż 2 miesiące. Kapturki odstawiłam z dnia na dzień, bez specjalnego cudowania typu odcinanie ich po kawałku. Klemek za pierwszym razem trochę się zdziwił, ale szybko odnalazł się z powrotem w cycowaniu “czystego” sutka. Dzień po wyrzuceniu kapturków w kąt czułam delikatne pieczenie i pojawił się bąbel na jednym z sutków. Olałam to i po 2 dniach kłopot sam się wchłonął. Osłonki nosiłam ze sobą wszędzie jeszcze przez kilka tygodni, potem odstawiłam je w głąb szafy 😉
Dietę bez nabiału kontynuowałam dosyć długo, aż pewnego dnia zaczął mnie boleć ząb. Nieszczęsna szóstka. Całe życie miałam problem z zębami. Większość leczona, kilka kanałowo, jedna szóstka już dawno wyrwana, mam jedną koronkę. Ech. Oczywiście ta nieszczęsna szóstka okazała się przeznaczona do leczenia kanałowego. Co ciekawe, na wizytę czekałam 2 tygodnie, a JEDEN DZIEŃ przed wizytą ząb ten mi się ułamał… Nie mógł idiota poczekać. No ale cóż, leczenie rozpoczęłam. Wiedziałam, że osłabione zęby to wina niedoboru wapnia z racji diety. Kilka dni później poczułam, że bolą mnie DWA KOLEJNE ZĘBY jednocześnie. To już było zbyt wiele na moje nerwy. Tak się wkurzyłam, że stwierdziłam, że albo zdrowie moje albo dziecka. Odstawiam go od piersi całkowicie. Dziecko musi mieć mamę sprawną, zdrową. Przepłakałam całą noc, karmiąc go “po raz ostatni”. Nawet zrobiłam sobie pamiątkowe zdjęcie, na którym byłam zapłakana. Tyle walki o to karmienie, a przez taki powód miałam zrezygnować? Postanowiłam spróbować po raz ostatni. Rzuciłam w kąt wszystkie kropelki na ból brzucha, zajadałam ogromne ilości nabiału, jakbym przez tydzień miała sobie zrekompensować jego 3-miesięczne niejedzenie. I stała się rzecz cudowna <3 Klemkowi nic nie wyskoczyło na buzi (a wcześniej 2 razy próbowałam wracać do nabiału po 3 tygodniach niejedzenia go i zawsze krostki na buzi wracały), bóle brzuszka osłabły, nagle zrobił się weselszy. Z perspektywy czasu uważam, że moje podejście, moje wyluzowanie i radość tak na niego wpłynęły. Potwierdza się kolejny raz to, co zasłyszałam – dziecko jest połączone z mamą niewidzialną pępowiną. Jedno źródło podaje, że rok, drugie, że nawet 7 lat. Patrząc na moją mamę to wydaje mi się, że całe życie 🙂 Bo doskonale odgaduję jej emocje i przeżywam różne sprawy razem z nią.
Kolejna, mam nadzieję że ostatnia, przeszkoda w moim karmieniu piersią, pojawiła się, kiedy stawiliśmy się z Klemciem na kwalifikacji do szczepienia. Lekarka zauważyła, że dziecko ma bardzo suchą skórę. Fakt, martwiło mnie to od jakiegoś czasu i próbowałam na różne sposoby to zwalczyć, a przede wszystkim dociec, co było winowajcą. Klemek miał to (chyba) prawie od urodzenia. Miałam pewne podejrzenie, że to od używanych ubranek. Dłuuugi czas później się potwierdziło… W każdym razie lekarka ze względu na te czerwone plamy i miejscami wręcz odchodzący naskórek (delikatne ranki), odroczyła szczepienie o tydzień, nakazując mi… dietę ??? Poleciła odstawić nabiał, gluten, cytrusy, jaja, orzechy, nie pamiętam, co jeszcze. 90% mojej codziennej diety. Najpierw zachciało mi się śmiać, bo wiedziałam, że nabiał na pewno nie jest temu winien. Kiedy go nie jadłam, skóra była w takim samym stanie. Potem pomyślałam, że przecież to pediatra, musiała widzieć podobne przypadki, przecież lekarzom się ufa. Ale tutaj kolejny raz na pomoc wkroczyły mi koleżanki z forum. Poirytowane na maksa shejtowały pediatrę, że ego ją przerasta, że przecież nie jest ani alergologiem ani dietetykiem. Spośród wielu poleconych kosmetyków i domowych sposobów wybrałam najpierw kąpiele w krochmalu (mące ziemniaczanej). Cztery takie kąpiele nie pomogły totalnie nic. Następnie kupiłam żel kojący do kąpieli i mleczko Adrema Exomega i to był strzał w dziesiątkę! Już po 2 użyciach skóra była mięciutka i widocznie wygojona. Chciało mi się śmiać a zarazem byłam na maksa wkurzona na pediatrę. Nie pytajcie, jak wyglądała kolejna wizyta u niej… Zastanawiałam się, co jej powiedzieć, a w końcu delikatnie oznajmiłam: “Chciałam najpierw wypróbować inne sposoby i okazało się, że już po 2 kąpielach w emoliencie skóra się wyleczyła, więc zrezygnowałam z diety”. Jej minę nadal widzę w myślach. Byłaby cudownie memowa. Przez chwilę próbowaliśmy znowu starych żeli dla dzieci, czyli Sylveco i Babydream, ale skóra szybko robiła się szorstka, więc cały czas stosujemy Adermę.
Minęło pół roku, zaczęliśmy rozszerzać dietę, karmienie jest bezproblemowe, cudowne, sprawia mi niesamowicie dużo radości. Klemek je w ciągu dnia co 2-2,5-3 godziny, a w nocy prawdopodobnie tak samo. Jestem o wiele zdrowsza, kiedy tego nie kontroluję, nie patrzę na zegarek. Przyzwyczaiłam się do pobudek 3-4-5-6 razy w nocy. Śpimy razem, bo inaczej to by się mijało z celem 🙂 A tak – nie jestem sfrustrowana. To, z czego jestem dumna od kilku tygodni – Klemcio je tylko około 5 minut, a nie 40 aż do 90, jak przez 5 miesięcy ?
Jedyne, co mi spędza sen z powiek, to fakt, że nadal ma problemy brzuszkowe. Pół roku płaczu w nocy, w dzień, trudności z wypierdzeniem się i ze zrobieniem kupy. Temat do dupy, ale cóż. Cierpienie dziecka to naprawdę przykra sprawa. Spisywałam przez 2 tygodnie szczegółowo, co jem, jak to wpływa na mnie i na Klemka. Bo należy wspomnieć, że problemy dotyczą i mnie i synka. Nawet dziwne, bo dokładnie w tych samych momentach. Są raz słabsze raz mocniejsze, ale praktycznie codzienne. Nawet przez 6 dni stosowałam dietę bezglutenową (bo skoro codziennie był problem, to mógł go stanowić tylko chleb), ale nie zauważyłam żadnej różnicy. W ogóle mam wrażenie, że to, co jem, nie ma żadnego związku z boleściami brzucha. Dlatego przestałam znowu spisywać wszystko, bo niepotrzebnie mnie to frustrowało… Dlaczego tyle piszę o frustracji i swoich emocjach? Bo mam wrażenie, że stres odbiera mi zdrowie. Że wszystkie problemy z trawieniem, z jelitami, żołądkiem, to właśnie następstwo mojego przeżywania wszystkiego. Cóż, taki wrażliwy ze mnie typ. Próbuję z tym walczyć, ale walczenie z własną osobowością jest chyba niemożliwe 🙂 Jestem umówiona na wizytę do alergologa i osteopaty. Nie mogę siedzieć z rozłożonymi rękami. Już wystarczająco długo czekałam. Bardzo pragnę pomóc mojemu kochanemu syneczkowi.
Wczoraj rzuciła mi się w oczy pewna wspaniała akcja. I ja do niej dołączę 🙂 #mojeciałopodarowało 166500 ml mleka ❤ A to jeszcze nie koniec!!! ❤