Zanim zaszłam w ciążę, płeć dziecka była mi całkowicie obojętna, byle berbeć urodził się zdrowy. Zarówno synki jak i córeczki mają swoje uroki. Tak naprawdę chciałabym doświadczyć wszystkich tych wspaniałości ❤ Kiedy udało mi się zajść w ciążę, czułam, że będzie to chłopczyk. W sumie to zamarzyłam go sobie – marzyłam o “syneczku mamusi”. No i mam. Nie sądziłam, że trafi mi się aż taki egzemplarz ?
Jak wyglądają nasze wieczory? Bywa różnie, ale zwykle jest podobnie:
Około 20:00 usypiam Klemka. Cyc w buzię, jedna moja ręka na jego plecach, druga w jego rączce. Taki system sam wypracował. Im większą powierzchnię jego ciała obejmuję, tym jest spokojniejszy. Kiedy próbuję przesunąć siebie / wyrwać z uścisku swoją rękę, natychmiast zachowuje się jak robaczek przewrócony na plecki. Kojarzycie motyw? Ruszają tak zabawnie wszystkimi kończynami. Obecnie jeśli chcę się wyswobodzić, robię to odrywając po kolei delikatnie po jednym palcu i jako tako działa. Czasem usypianie trwa pół godziny, rekord to półtorej (dopóki nie zaśnie twardo). Praktycznie cały ten czas oczywiście mamle w buzi sutka. Od niedawna w tym pierwszym etapie nie mogę nawet korzystać z telefonu, bo mimo zamkniętych oczu odczuwa delikatne światło i się rozbudza i chce chwytać aparat. Tak więc leżę sobie w ciemności i czekam aż zaśnie. Kiedy w końcu czuję, że mogę spróbować wyjść, zachowuję się jak na placu z minami – jak najciszej, jak najdelikatniej się odwracam, staram się omijać kołdrę i wyciągam lewe kolano, stopę, prawe kolano, prawą stopę. Uff, następnie kapcie, potem trudna sprawa – otwieranie drzwi. Najgorzej jeśli skrzypną ? Kiedy po 10 minutach batalii uda mi się dotrzeć do salonu, nie wiem, czy mam dla siebie 10 minut czy 20 czy godzinę, więc pędem robię kolację, jem w trakcie, czasem nawet uda mi się odpalić tv. Zdarzają się dni, kiedy mąż wyjdzie ze swojej nory i włączy odcinek serialu – ten sam od 3 dni. Upływa 5 minut, 15 i słychać płacz. Wracam do sypialni, otwieram cyca, wsadzam mu do buzi i heja ten sam scenariusz – jedna ręka trzyma plecki, druga w dłoni Klemcia. Teraz jest łatwiej. Jest tylko lekko przebudzony, więc 5-10 minut cycania i puszcza. Więc ja znowu palec po palcu odrywam je od powierzchni małego ciałka, czasem gdy zrobię to za szybko, włącza mu się motyw żuczka na plecach, więc kolejne 5 minut przytulam go mocniej. Teraz już mogę obczaić fejsika albo zagrać w Sudoku. Oki, no to kolejna próba, pole minowe, jak najdelikatniej wychodzę. Mąż wrócił do swojej nory, więc włączam badziewia w tv, czasem zjem kolejną kolację (pochłaniam ogromne ilości jedzenia). Po 5 minutach mąż wraca ucieszony, że udało mi się przyjść, włącza po raz pięćdziesiąty ten sam odcinek i co słychać?… płacz ? Tu już zegar pokazuje okolice godziny 22-23, więc zwykle się poddaję i już nie wychodzę z łóżka tylko obczajam fejsa i gram w Sudoku dopóki sama nie usnę. No oczywiście w dziwnej pozycji – z jednym łokciem wysuniętym na bok, bo przecież dziecię musi mieć dostęp do suta.
W trakcie nocy przebudza się jeszcze jakieś 7 razy (czasem jest to pierdyliard razy, zwłaszcza kiedy idą zęby). Ale jedno się w ogóle nie zmienia. Musi czuć moje ciało. Nogi zakłada na moje nogi. Rączkami chwyta moją koszulkę. Kiedy próbuję się ułożyć wygodniej – znacie to już – żuczek na pleckach. Ostatnio doszło do tego, że nawet nie mogę w środku nocy wyjść się napić lub zrobić siku. Jeden raz już nie mogłam wytrzymać z pragnienia i wybiegłam do kuchni po wodę. Nie było mnie z 10 sekund a płacz słyszało chyba pół bloku. Dlatego teraz albo budzę męża, żeby mi przyniósł szklankę wody albo biorę tego ciężkiego dziecia i heja z nim do kuchni o 4:40.
Ktoś by skomentował, że sama sobie jestem winna, bo przyzwyczaiłam do cyca, a zwłaszcza do spania przy cycu. Odsyłam hejtera do moich poprzednich wpisów. W skrócie – przez 5 miesięcy to był jedyny (prawie) niezawodny sposób na ukojenie płaczu mojego Klemka. Teraz się tym cieszę i sprawia mi to wiele radości. To wyłącznie nasza sprawa ?