Nowy Rok zachęcił mnie do wprowadzenia kolejnej nowości w moje życie – postanowiłam używać droższych kosmetyków i zrezygnować z doczepiania sztucznych rzęs. Finansowo wyjdzie pewnie podobnie albo nawet korzystniej. Oczywiście nadal preferuję jak najbardziej naturalne kosmetyki i moja uwaga przez kilka tygodni skupiała się na marce Pat&Rub, którą reprezentuje Kinga Rusin. Reklama na Facebooku ciągle przemawiała do mnie “Wypróbuj mnie!”, “Będziesz wyglądała tak młodo!”, “Odejmę Ci lat!” – chyba wiecie, o czym piszę 😉 Kobietę tak łatwo zachęcić piękną reklamą hihi 🙂
Długo się zastanawiałam, ale w końcu się odważyłam zaryzykować, wszak to nie wydawanie pieniędzy a inwestycja w swoją urodę. Kosmetyki kupiłam stacjonarnie w Sephorze, bo miałam rabat 10% i tym sposobem za niecałe 400 zł nabyłam:
- Krem do twarzy na dzień,
- Krem do twarzy na noc,
- Krem pod oczy.
Po tych kremach oczekiwałam głównie nawilżenia mojej suchej cery oraz codziennego redukowania opuchnięć pod oczami.
Komplet stosowałam codziennie od początku stycznia do końca marca 2020. Pierwsze wrażenie było fantastyczne! Zapach ujął mnie niesamowicie. Do tej pory wypróbowałam kilkadziesiąt różnych kremów do twarzy, a zapach Pat&Rub to mój “namber łan”. Po trzech miesiącach nadal mi się nie znudził, nadal mi się podoba chociaż wyczuwam go o wiele słabiej, bo się do niego przyzwyczaiłam. W pierwszych dniach używania byłam bardzo zadowolona. Nie zachwycona, ale zadowolona. Szczególnie zaskoczyła mnie jedna sytuacja – po powrocie z mroźnego spaceru moja cera nie była czerwona! A ja przecież różowię się pod byle pretekstem (mowa również o warunkach atmosferycznych). Co prawda miałam na sobie podkład, ale znam swoją cerę, jej reakcję na warunki atmosferyczne i uwierzcie mi, ZAWSZE robię się czerwona. Niektórzy uważają, że to urocze, a ja tego nie znoszę.
Niestety na tym kończy się lista plusów. Największą porażką jest dla mnie krem pod oczy. Ja rozumiem, że mam tendencję do opuchnięć i podkrążeń. Rozumiem, że po trudnej nocy nie mogę oczekiwać cudów. Ale obojętne, czy to była nieudana czy udana noc, worki pod oczami są ze mną zawsze. Większe, mniejsze. Krem Pat&Rub nie zrobił z nimi totalnie nic.
Kremy na dzień i na noc na początku stosowałam według nazewnictwa. Kiedy efekt był zerowy, nadal miałam wysuszoną cerę, zastosowałam je odwrotnie – krem nocny na dzień a kremem dziennym smarowałam twarz wieczorem – tak, jak Kinga Rusin poleciła robić zimą. Cóż, efekt ponownie był żaden. Dodatkowo żaden z tych kremów nie nadaje się pod makijaż, ponieważ bardzo uwidocznił moje nowe zmarszczki matczyne wokół oczu. Jest mi bardzo przykro, ale poza wspaniałym składem i cudownym zapachem nie jestem w stanie nic dobrego napisać o marce Pat&Rub.
Zostawiłam resztę (nie mam pojęcia, jaka ilość pozostała w opakowaniach, bo są nieprzezroczyste, z pompką) na okres wiosenno-letni. Może wtedy lepiej spełnią swoją obiecaną funkcjonalność?