Bardzo nie lubię, kiedy ktoś mi zadaje pytanie: “Co podajesz dzieciom na odporność? Co robisz, że są zdrowe/rzadko i łagodnie chorują?”. Moim zdaniem zdrowie to nie jest wzięcie jednej tabletki i odczekanie godziny na pozytywny efekt. Problem nie zostanie rozwiązany, tabletka jedynie stłumi objaw, który ma głębsze podłoże. Dopóki ludzie nie zrozumieją, że leczenie objawów to żadne leczenie, nie wyzdrowieją.
Absolutnym minimum z minimum w kwestii pielęgnowania odporności są: codzienne spacery, hartowanie organizmu, zdrowe jedzenie, dbanie o dobry nastrój. Serio, zdrowa psychika to podstawa.
Kolejnym minimum, które uważam za absolutnie konieczne każdego dnia to: wit. C 1000 mg dziennie (nawet do 4g), wit. D3 w ilości zapewniającej stężenie we krwi 80-100, kwasy Omega.
To, co bardzo polecam dodatkowo mieć zawsze w domu i stosować: sok z kiszonych warzyw (zakwas), olejek OnGuard (do smarowania stóp przed snem lub do dyfuzora).
Dodatkowo to, co lubię, co nam się dobrze sprawdza: olej z czarnuszki, colostrum, kropelki Takuna (mój najnowszy hit w walce z wirusami i bakteriami), wyciąg z pelargonii afrykańskiej (od 1 r.ż.).
Jeśli od samego czytania rozbolała Cię głowa, podaję “gotowca” 🙂 Nie ma za co!
Miód Malina Witamina marki AnnaBee. W jednej łyżeczce ma aż 1000 g wit. C, dobrze przyswajalnej, do tego mnóstwo antyoksydantów oraz witaminki, samo zdrowie. Właścicielka ponadto przedstawiła dowody na to, iż miód, który wykorzystuje do produkcji, nie ma glifosatu! Dla mnie hit. Mają również wersję dla niemowląt – bez miodu. Wszystkie używane składniki są ekologiczne, na co również ma certyfikaty.
Tran firmy Mollers.
Kindervital firmy Floradix. Smaczny i w pełni naturalny płyn. Moje dziecko samo się o to upomina.
Dwa produkty firmy HealthLabs: MyKids Protect oraz MyKids Brain. Świetne proporcje składników, dobrane dla potrzeb dzieci. Brzmi jak reklama, ale nią nie jest. W tej marce denerwuje mnie właśnie zbyt mocny marketing i przez to wygórowane ceny. Ale faktem jest, że nie znalazłam lepszych kwasów Omega dla dzieci.
Omega3 rybki z Mollersa. Kiedy Klemek ma ochotę na coś słodkiego, daję mu taką pożyteczną żelkę. Dzieciaki to uwielbiają, a przy okazji dostają pożyteczne witaminki.
Vitamin Premium Complex dla dzieci firmy Aliness, która jest godna zaufania i którą dawno temu mi poleciła dietetyczka kliniczna. Przewagą tej marki i tego kompleksu dla dzieci jest fakt, że w składzie nie ma kwasy foliowego, a zamiast niego jest folian. Prawdopodobnie nie wiesz, o czym piszę. Kwas foliowy, tak polecany wszem i wobec, jest sztucznym tworem, który toksycznie wpływa na nasz organizm, odkłada się nieprzyswojony. To, czego nasz organizm potrzebuje, to jego zmetylowana forma, która nie musi zostać przetworzona, nie obciąża organizmu, wchłania się tak, jak witaminy z pożywienia. Pisał o tym dr Ben Lynch w książce “Jak naprawić swoje geny”.
Colostrum firmy Genactiv (najczystsza forma) lub tańsza wersja firmy Mniamki, ale tutaj nie ręczę za jakość produktu.
MyBestProtect firmy MyBestPharm – kolejny świetny produkt, podobny do MyKids Brain. Jego zaletą jest to, że oprócz kwasów Omega zawiera olej z czarnuszki. I mnóstwo innych cennych składników.
Okej, pomyślisz sobie – “o co ci, kobieto, chodziło na początku? Przecież podałaś gotową receptę na zdrowie dzieci!”. Otóż chodzi mi o to, że mogłabym godzinami opowiadać o tym, jaką wiedzę nabyłam przez ostatnich kilka lat. Jak mocno interesuję się ziołolecznictwem, dietetyką, naturalnymi metodami leczenia, suplementacją, totalną biologią. To nasze codzienne życie ma wpływ na nasze zdrowie. To, jakich produktów używamy do mycia ciała, włosów (zdecydowanie odradzam składnik Sodium Laureth Sulfate, w skrócie SLS, który jest pochodną ropy naftowej). To, co jemy (osobiście uważam, na podstawie tego, co przeczytałam, czego się dowiedziałam z rozmów ze specjalistami od dietetyki, że najzdrowszą dietą jest ta bez glutenu, bez nabiału oraz bez cukru), jak jemy, czy jesteśmy świadomi tego, co mamy na talerzu (czy wiemy, że pożywienie np. nie ma glifosatu). Na nasze zdrowie, a właściwie chorowanie ma wpływ nawet malowanie paznokci (ftalany przedostają się do krwioobiegu), farbowanie włosów, spacerowanie w niewidzialnych obłokach smogu lub chemitrails (to nie są zabobony, tylko udokumentowane fakty), nawet nasze ubrania, proszki do prania, tryb dobowy, ilość czasu spędzona na wgapianiu się w niebieski ekran, nawet pita woda! Ogrom czynników, nad którymi się nie zastanawiasz. Kiedy komuś zwróciłam uwagę, jak zły tryb życia prowadzi, odparł tylko “na coś trzeba umrzeć”. Ja osobiście wiem, że nie uniknę wszystkiego, co mi szkodzi. Tego jest ogrom! Ale jeśli mam wiedzę, w jaki sposób mogę to ograniczyć, jak tego uniknąć, to choć części się pozbędę. Postaram się żyć możliwie najlepiej, najzdrowiej. Dla wygody własnej, oraz wygody moich dzieci czy wnuków w przyszłości. Aby nie stać się dla nich obciążeniem.
Zdrówka dla Was wszystkich! Dbajcie o siebie sami, nikt za Was tego nie zrobi.