Niesamowite, że zajęło mi to prawie 20 lat! Wieczny kłopot z cerą. Z trądzikiem, ropniami, zaczerwieniami, opuchnięciami. Wszystko na nie. Czasem siebie lubiłam ciut bardziej, częściej byłam niezadowolona a czasem wręcz zdołowana. Od mniej więcej 13. roku życia szukałam zestawu idealnego. Od kilku lat czułam, że jestem blisko. Dokładne oczyszczanie codzienne (najbardziej lubię piankę), potem pryskanie tonikiem i na to krem. W dzień oczywiście kosmetyki mineralne – podkład i korektor. Żadne płynne drogeryjne dziadostwa!
Stało się. Nareszcie znalazłam kremy idealne dla mojej buzi! Moja cera jeszcze nigdy nie była tak doskonała. Jestem oczarowana! A takie efekty po 2 tygodniach stosowania: na dzień krem regenerujący, na noc serum rozświetlające, krem nawilżający + bomba witaminowa pod oczy. Co prawda zapachy są specyficzne, nie skradły mojego serca, ale są przyjemne. Pachną naturą, nie chemią.
Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia „przed”. Byłoby porównanie. Ale nie chcę już nigdy do tego wracać ? Podejrzewam, że wystarczyłyby 2 dni nieużywania albo używania jakichkolwiek innych kosmetyków z mojej szafki. W sumie może się pokuszę ? Ale dajcie mi się nacieszyć tą świeżością. Skoro nawet mój mąż zauważył, że mam „o wiele lepszą” cerę, to jest to największa nagroda ❤
Nowy Rok zachęcił mnie do wprowadzenia kolejnej nowości w moje życie – postanowiłam używać droższych kosmetyków i zrezygnować z doczepiania sztucznych rzęs. Finansowo wyjdzie pewnie podobnie albo nawet korzystniej. Oczywiście nadal preferuję jak najbardziej naturalne kosmetyki i moja uwaga przez kilka tygodni skupiała się na marce Pat&Rub, którą reprezentuje Kinga Rusin. Reklama na Facebooku ciągle przemawiała do mnie „Wypróbuj mnie!”, „Będziesz wyglądała tak młodo!”, „Odejmę Ci lat!” – chyba wiecie, o czym piszę 😉 Kobietę tak łatwo zachęcić piękną reklamą hihi 🙂
Długo się zastanawiałam, ale w końcu się odważyłam zaryzykować, wszak to nie wydawanie pieniędzy a inwestycja w swoją urodę. Kosmetyki kupiłam stacjonarnie w Sephorze, bo miałam rabat 10% i tym sposobem za niecałe 400 zł nabyłam:
Krem do twarzy na dzień,
Krem do twarzy na noc,
Krem pod oczy.
Tak, na zdjęciu widać uszczerbek folii na opakowaniu; to oczywiście dzieło Klemka i jego ząbków ?
Po tych kremach oczekiwałam głównie nawilżenia mojej suchej cery oraz codziennego redukowania opuchnięć pod oczami.
Komplet stosowałam codziennie od początku stycznia do końca marca 2020. Pierwsze wrażenie było fantastyczne! Zapach ujął mnie niesamowicie. Do tej pory wypróbowałam kilkadziesiąt różnych kremów do twarzy, a zapach Pat&Rub to mój „namber łan”. Po trzech miesiącach nadal mi się nie znudził, nadal mi się podoba chociaż wyczuwam go o wiele słabiej, bo się do niego przyzwyczaiłam. W pierwszych dniach używania byłam bardzo zadowolona. Nie zachwycona, ale zadowolona. Szczególnie zaskoczyła mnie jedna sytuacja – po powrocie z mroźnego spaceru moja cera nie była czerwona! A ja przecież różowię się pod byle pretekstem (mowa również o warunkach atmosferycznych). Co prawda miałam na sobie podkład, ale znam swoją cerę, jej reakcję na warunki atmosferyczne i uwierzcie mi, ZAWSZE robię się czerwona. Niektórzy uważają, że to urocze, a ja tego nie znoszę.
Niestety na tym kończy się lista plusów. Największą porażką jest dla mnie krem pod oczy. Ja rozumiem, że mam tendencję do opuchnięć i podkrążeń. Rozumiem, że po trudnej nocy nie mogę oczekiwać cudów. Ale obojętne, czy to była nieudana czy udana noc, worki pod oczami są ze mną zawsze. Większe, mniejsze. Krem Pat&Rub nie zrobił z nimi totalnie nic.
Kremy na dzień i na noc na początku stosowałam według nazewnictwa. Kiedy efekt był zerowy, nadal miałam wysuszoną cerę, zastosowałam je odwrotnie – krem nocny na dzień a kremem dziennym smarowałam twarz wieczorem – tak, jak Kinga Rusin poleciła robić zimą. Cóż, efekt ponownie był żaden. Dodatkowo żaden z tych kremów nie nadaje się pod makijaż, ponieważ bardzo uwidocznił moje nowe zmarszczki matczyne wokół oczu. Jest mi bardzo przykro, ale poza wspaniałym składem i cudownym zapachem nie jestem w stanie nic dobrego napisać o marce Pat&Rub.
Zostawiłam resztę (nie mam pojęcia, jaka ilość pozostała w opakowaniach, bo są nieprzezroczyste, z pompką) na okres wiosenno-letni. Może wtedy lepiej spełnią swoją obiecaną funkcjonalność?
Moje dziecko od 4 miesięcy jest przecudowne! O wiele mniej płaczliwe, bardziej komunikatywne, niesamowicie radosne, lubiące zabawy i wybryki. Mam grzeczne, kochane, prześliczne dziecko ❤ Po tych pierwszych miesiącach gehenny teraz po stokroć wynagradza mi łzy, nerwy i setki nowych zmarszczek.
Najbardziej uwielbiam jego uśmiech i oczy kiedy go rozśmieszam podczas karmienia piersią. Matka natura niesamowicie to sobie wymyśliła. Dziecko wygląda najśliczniej, kiedy patrzy się na nie z góry, z odległości dokładnie od oczu do piersi.
Ostatnio Klemcio ma fazę na przytulanie. To najprzyjemniejsza rzecz, którą sobie mógł wybrać! Ma mamę idealnie do tego stworzoną ? Zresztą tata też to uwielbia, więc cóż się dziwić dziecku. Wczoraj z popołudniowej drzemki Klemek obudził się nie w sosie; czasem tak ma, że wydaje mu się, że 17:00 to początek nocy ?♀️ Odstawienie go na podłogę nie wchodziło w grę, na zabawę nie miał ochoty, więc zaczęłam go smyrać po policzku i szyjce. Odgiął główkę do tyłu i zanurzył się w tej przyjemności. W tle leciała muzyka Ghibli, co potęgowało uczucie relaksu. Pamiętam, że kiedy wyłączałam ekran tv, utwór miał 6 minut. Smyrałam i smyrałam i zatapiałam się w tej milutkiej, gładziutkiej buźce i szyjce. Byłam w szoku, że tak długo leży spokojny i z otwartymi oczami. Delektowałam się każdą sekundą. Aż nastał koniec. Z ciekawości sprawdziłam czas utworu. Osiemnasta minuta!!! Tak, to były jedne z najprzyjemniejszych 12 minut w moim życiu ?